Featured

Peru na sportowo – wyprawa do Peru ze mną

Kochani! Jak wiecie zajmuję się organizacją wypraw do Ameryki Południowej oraz do Chin. Co roku staram się organizować wyprawy na sportowo i bardziej backpackersko w różne rejony świata. W tym roku mam wolny miesiąc kwiecień na taką wyprawę i zdecydowałam się na zorganizowanie wyprawy do Peru.

Wiele osób, które podróżowało ze mną, wie że moje wyprawy są mega aktywne i na sportowo. Jest bardzo dużo atrakcji przewidzianych w programie i program jest bardzo oryginalny. Nie zobaczycie w nim “klasycznej’ wycieczki po Peru, które wszystkie biura podróży oferują. U mnie znajdziecie jedne z najpiękniejszych trekkingów po Peru. Miejsca, które są jeszcze “niedotknięte’ przez turystów. Do Machu Picchu wybierzemy się … na rowerze. Zjazd z 4300m nad poziomem morza do wysokiej dżungli na 1500m. Spanie u lokalnych rodzin, “smakowanie” Peru, codzienne obcowanie z lokalną kulturą…to tylko niektóre z atrakcji.

Ta wyprawa jest dla Was jeśli:
– lubicie spędzać aktywnie Wasz wolny czas
– uwielbiacie góry oraz naturę
– lubicie trekkingi
– lubicie przygodę i troszeczkę adrenaliny
– nie narzekacie

Termin: 9.04 – 24.04.2020

Kontakt: baikara.contact@gmail.com

Program wyprawy

Dzień 1: Przylot do Limy

Będziemy na Państwa czekać na lotnisku w Limie, a następnie pojedziemy do Naszego hotelu. W zależności od godziny przylotu, będziemy mieli możliwość zwiedzenia nowoczesnej części Limy, która mieści się zaraz obok wybrzeża Pacyfiku, oraz spróbujemy niektórych typowych, peruwiańskich dań w wybranych restauracjach.

Dzień 2: Lima – City Tour – samolot do Arequipy

Śniadanie w hotelu. Dzisiaj będziemy zwiedzać Limę- stolicę Peru. Poznamy takie miejsca jak: Plaza San Martin, Plaza Mayor (główny plac), pałac rządowy, ratusz, katedrę ze szczątkami ciała Francisco Pizarro, Katakumby San Francisco oraz plac Muralla. Wieczorny lot do Arequipy.

Wyżywienie: Śniadanie

Dzień 3: Arequipa – City Tour

Śniadanie w hotelu. Dzień poświęcony na zwiedzanie miasta. Arequipa jest etapem podróży bardzo przyjemnym oraz relaksującym dla turystów. Położona na wysokości 2325 m n.p.m. jest także etapem, podczas którego mamy możliwość zaaklimatyzowania się przed podróżą w wyższe partie Peru. Arequipa jest również drugim największy miastem w Peru, zaraz obok Limy. Z Arequipy mamy możliwość podziwiać trzy wulkany: El Misti, Chachani oraz Pichu Pichu ( 5825m, 6075m oraz 5664m odpowiednio). Widok na te trzy wulkany jest po prostu niezwykły. Arequipa została założona w 1540, jest to miasto kolonialne, którego głowne budynki są zbudowane z białej skały pochodzenia wulkanicznego. Dzisiaj będziemy zwiedzać między innymi: Katedrę, Klasztor Św. Katarzyny, kościół de la Compania oraz krużganki, Casona Tristan del Pozo, Plaza San Francisco, główny plac oraz typowy targ San Camilo.

Wyżywienie: Śniadanie

Dzień 4: Arequipa – Chivay – Pampa San Miguel – Trekking Oasis Sangalle

Wyruszamy o 4 nad ranem autobusem z Arequipy. Trzy godzinna podróż aż do wioski Chivay, stolicy regionu Colci, gdzie zjemy śniadanie. Następnie kontynuujemy naszą trasę aż do Krzyża Kondorów (Cruz del Condor), gdzie zatrzymamy sie na 40 minut w celu podziwiania kondorów. Po tej przerwie, dojeżdżamy (około 10 minut od Krzyża Kondorów) do miejsca zwanego Pampa San Miguel (3400m), skąd rozpoczynamy nasz trekking po kanionie Colca. Przez około 3 godziny będziemy schodzili w dół kanionu (zmiana wysokości: -900 m n.p.m.), aż do miejscowości San Juan de Chuccho (2500m, gdzie zjemy obiad. Po jedzeniu kontynuujemy nasz marsz w stronę Oazy Sangalle (2300). Ten marsz będzie trwał koło 2 godzin. W oazie będziemy mogli skorzystać z basenu oraz podziwiać piękno kanionu. Kolacja w oazie koło godziny 19. Po kolacji można podziwiać niezwykle gwiazdziste niebo. Noc w bungalowach.

Wyżywienie w cenie: śniadanie, obiad, kolacja

Zmiana wysokości: -1300m, +200m , czas marszu : 7 godzin

Dzień 5 : Sangalle – Cabanaconde – Chivay – Arequipa

Dzisiaj będziemy musieli wspiąć się 1100m, zaczniemy trekking o godzinie 5 rano, aby uniknąć porannych upałów. Gdy już dotrzemy do szczytu kanionu, przepyszne śniadanie będzie na nas czekało w wiosce zwanej Cabanaconde. Następnie wyruszmy prywatnym transportem w stronę Chivay. Podczas tej podrózy zatrzymamy się w paru miejscach widokowych, aby podziwiać niezwykłe pre-inkaskie tarasy, które mają więcej niż 1500 lat. Będziemy mieli również możliwość zrelaksowania się w ciepłych wodach (Aguas Calientes), a następnie kontynuujemy naszą podróż w kierunku Chivay, gdzie zatrzymamy się na obiad w formie bufetu. Po obiedzie wyruszymy do Puno.

Wyżywienie w cenie: śniadanie

Zmiana wysokości: + 1100 m , czas marszu : 3-4 godziny

Dzień 6: Arequipa – Cusco – City Tour

Poranek wolny dla Państwa dyspozycji w celu zaaklimatyzowania się oraz rozpoczęcia zwiedzania poprzedniej stolicy imperium Inków. Następnie razem będziemy poznawać Cusco, gdzie zwiedzimy między innymi: główny plac, dzielnicę San Blas oraz muzeum inkaskie. Będziemy kontynuować nasz tour wyjeżdżając z miasta w kierunku sanktuariów Inków- Kenko, Tambomachay, Puca Pucara oraz imponującej fortecy Sacsayhuman wybudowanej w strategicznym miejscu na wzgórzu z widokiem na Cusco. Po zwiedzaniu miasta wrócimy do hotelu oraz mają Państwo wieczór wolny.

Wyżywienie: śniadanie

Dzień 7: Cusco – Ollantaytambo – Valle Sagrado (Święta Dolina Inków)

Dzisiejszy dzień poświęcimy na odkrywanie Świętej Doliny Inków gdzie będziemy mieli okazję zobaczyć wieś Pisac ze swoimi kolorowymi, indiańskimi rynkami. Po południu zwiedzimy Ollantaytambo, bardzo czarującego kompleksu inkaskiego, który pełni funkcję administracyjną, rolniczą oraz religijną. Nocleg w Ollantaytambo.

Wyżywienie: śniadanie, lunch

Dzień 8: Ollantaytambo – Maranura

Wcześnie rano ok. 2 h przejazd z hotelu w Ollantaytambo do przełęczy Abra Malaga (4316m n.p.m.). Jest to najwyższy punkt na naszej trasie, z widokami zapierającymi dech. Tam wsiadamy na rowery i zjeżdżamy nimi aż do 2000m. Ok. 60-km zjazd zajmie nam około 4 -5 godzin, z przystankami, podczas których będziemy mogli podziwiać piękne krajobrazy, zmianę pejzaży z gór na dżunglę oraz zmianę klimatu z zimnego na ciepły. Dojeżdżamy do małej wioski Maranura, gdzie spędzimy noc w hostelu Don Pepe. Jeszcze dzisiaj czeka nas 2-h wycieczka “Odkryj sekrety pysznej czekolady”, w czasie której dowiemy się jak wygląda plantacja kakaowców i jak przebiega proces powstawania czekolady. Podobno najlepsza peruwiańska czekolada pochodzi z tego regionu. Na koniec czeka nas degustacja gorącej czekolady.

Wyżywienie: śniadanie, obiad, kolacja

Spanie w hostelu

Dzień 9: Maranura – Santa Theresa 

Po śniadaniu jedziemy samochodem w stronę wodospadu Mandor, gdzie będziemy spacerować około 2 godzin. Następnie przemieszczamy się  w stronę Santa Theresa. Wieczorem czas na relaks i naturalne gorące zródła. 

Wyżywienie: śniadanie, obiad

Spanie w hostelu

Dzień 10: Lucmabamba- Llactapata – Aguas Calientes

Po śniadaniu czeka nas 3-godzinne wejście do Llactapata (2800 m n.p.m.), stanowiska archeologicznego z czasów Inków, skąd będziemy mogli podziwiać widoki na Machu Picchu. Następnie około 2 godzin schodzimy do miejsca zwanego Hidroelectrica (1900 m n.p.m.). Stamtąd przez 3 godziny będziemy podążać, głównie po płaskim terenie, aż do wioski Aguas Calientes (2000 m n.p.m.), będącej bazą wypadową do Machu Picchu. Obiadokolacja i nocleg w hotelu.

Suma przewyższeń: 800 m w górę, 900 m w dół; czas marszu: 8-9 h

Wyżywienie: śniadanie, obiad

Spanie w hostelu

Dzień 11: Aguas Calientes – Machu Picchu – Cuzco

O godzinie 5 rano jedziemy ok. 30 minut autobusem do ruin Machu Picchu – najlepiej zachowanego miasta inkaskiego, będącego jednym z siedmiu cudów świata, zbudowanym za czasów panowania ostatniego władcy Inków. Tam czeka nas około 2-godzinne zwiedzanie wraz z lokalnym przewodnikiem, który opowie nam historię tego tajemniczego miasta pośród magicznej wręcz scenerii. Powrót na nocleg do Cuzco.

Wyżywienie: śniadanie

Dzień 12: Cusco – Tinqui – Upis

Wcześnie rano opuszczamy Cusco. Po dojechaniu do Tinqui (3850m), poznamy naszych porterów, kucharzy wraz z ich mułami oraz będziemy przygotowywać nasze rzeczy potrzebne do trekkingu. Zaczynamy nasz pierwszy dzień marszu, w trakcie którego dotrzemy aż do wioski Upis (4400m). Wieczorem możemy skorzystać oraz zrelaksować się w naturalnych ciepłych zródłach Upis.

Czas transportu: 3 godziny.

Czas marszu: 4 godziny (prosto i lekkie wzniesienia)

Zmiana wysokości:+550m.

Wyżywienie: komplet

Spanie w małych schronach

Dzień 13: Upis – Pacchanta – 7 lagun

Maszerujemy dzisiaj około 5-6 godzin. Przechodzimy przez niezwykłe laguny różnych kolorów. Widzimy mnóstwo ośnieżonych szczytów, podziwiamy stada zabawnych alpag oraz relaksujemy się przy turkusowych lagunach. Droga jest niezwykła. Również będziemy podziwiać 7 jezior. Następnie odwiedzimy lokalnę rodzinę, u której zjemy obiad. Odpoczynek w gorących zrodłach.

Czas marszu: 5-6 godzin (mniej więcej cały czas czas prosto, lekkie wzniesienia)

Wyżywienie: komplet

Spanie w małych schronach

Dzień 14: Pacchanta – Cusco

Po śniadaniu kontynuujemy nasz trekking w stronę wioski Tinki, skąd bierzemy nasz lokalny autobus do Cusco. Przejazd do Cusco.

Czas marszu: 3 godziny (schodzenie cały czas)

Dzień 15: Tęczowa Góra

Dzisiaj rano bierzemy 3-godzinny transport prywatny z Cusco do Cusipata. Dojeżdżamy do stóp Tęczowej Góry. Maszerujemy około 1 godziny, aż  do punktu widokowego (5100m), skąd mamy niecodzienny widok na kolorowe góry oraz różne ośnieżone szczyty. Schodzimy około pół godziny. Powrót do Cusco. 

Wyżywienie w cenie: śniadanie

Dzień 16: Cusco – Lima – Powrót do kraju

Śniadanie w hotelu oraz transfer na lotnisko. Następnie biorą Państwo samolot powrotny do swojego kraju, a my mamy nadzieję, że wracają Państwo z głową pełną niezapomnianych wrażeń dzięki naszej wycieczce po Peru. 

Wyżywienie: śniadanie

CENA: 1890$ OD OSOBY

CENA OBEJMUJE :

– Samolot lokalny (Lima – Arequipa, Arequipa – Cusco, Cusco – Lima).

– city tour w Cusco oraz zwiedzanie Świętej Doliny

– Wszystkie trekkingi z wyżywieniem wymienione w programie

– Transport pociągiem Aguas Calientes – Ollantaytambo

– Bilety wstępu do wszystkich Parków, Sanktuariów oraz obszarów chronionych wymienionych w planie wycieczki (na przykład Machupicchu, Swieta Dolina).

– Hotele 3* wraz ze śniadaniami,

– podczas trekkingow śpimy w namiotach oraz hostelach

– Obiady w niektórych dniach wymienionych w planie wycieczki

– Transfery lotnisko – hotel – lotnisko

– Wyżywienie podczas trekkingów

– Polski przewodnik (ja :))

ZAKWATEROWANIE:

– Zakwaterowanie w pokojach dwu-osobowych. W razie potrzeby pokoju jedno-osobowego przez cały pobyt jest obowiązkowa dopłata 200 USD do podanej ceny wycieczki

CENA NIE OBEJMUJE:

– Napoje, telefon, pranie etc.

– Napiwki dla kierowców, przewondików lub innych członków ekipy

– Obiado-kolacje w niektóre dni( cena za posiłek w dobrej restauracji : 5$)

– Samolotów międzynarodowych z Polski do Limy oraz z Limy do Polski

– Gorące zródła (opcjonalnie około 10$)

– Ubezpieczenie podróżne

Obejrzyj mojego vloga z regionu Ausangate

Featured

Himalaje Indyjskie na MOTOCYKLACH! PART 1- Manali – Spiti Valley

Cały miesiąc wrzesień (2019) spędziłam na motocyklu w północnych Indiach. Przemierzanie Himalajów Indyjskich było od zawsze moim marzeniem. Nigdy za bardzo nie miałam na to czasu, aż w końcu w tym roku zdecydowałam, że wreszcie muszę to zrobić. I tak się stało.

Na wyprawę wyruszyłam razem z moim mężem Nicolasem, który również był bardzo podekscytowany naszym planem. Tak naprawdę o wyprawie zadecydowaliśmy w czerwcu, a pod koniec sierpnia już byliśmy w New Delhi, gdzie nasza przygoda się rozpoczynała. Nigdy nie robimy planów na nasze wyprawy, ponieważ na co dzień zajmujemy się organizacją wypraw dla turystów, więc jak tylko mamy czas na naszą wyprawę, to bardziej wszystko jest na spontanie 🙂 Wiedzieliśmy co chcemy zobaczyć, a mianowicie mało znaną Dolinę Spiti (Spiti Valley) oraz Królestwo Ladakh. Chcieliśmy jeszcze zajrzeć do regionu Zanskar, ale niestety czas i konflikty w tym regionie nam uniemożliwiły zwiedzanie tego ostatniego miejsca.

DOLINA SPITI – SPITI VALLEY

Zazwyczaj jak ludzie widzą nasze zdjęcia z wyprawy to myślą, że zostały one zrobione w regionie Ladakh. Dużo osób zna tylko ten region w północnych Indiach. Jest on najbardziej znany i turystyczny. Mało kto słyszał o Dolinie Spiti, która leży w stanie Himachal Pradesh i która jest zupełnie wyjątkowa. Wybierając się do Spiti Valley musicie wiedzieć, że jest to miejsce totalnie oddalone od cywilizacji, bardzo ciężko jest tam dojechać (nie ma “zwyczajnych dróg”) i przez wiele dni nie będziecie mieli połączenia ze światem. Wybierając się tam motocyklem, wiedzieliśmy, że prawdopodobnie będzie to jedna z naszych największych i możliwe najbardziej niebezpiecznych przygód. Ja byłam przygotowana na wszystko. Wiedzieliśmy, że nie ma wyasfaltowanych dróg, że jest parenaście rzek, które trzeba przejechać na motocyklu, że będzie bardzo dużo obsuwisk na drogach, że będzie błoto, że może padać śnieg, a cały czas droga to off-road. Jednak nie spodziewaliśmy się, czasami będziemy musieli jechać maximum 10km na godzinę przez cały dzień z powodu złych warunków na drodze…Taka jest właśnie Spiti Valley – nieobliczalna. Jeśli nie masz minimum tygodnia na odkrycie tej Doliny, to się tam w ogóle nie wybieraj.

Naszą przygodę motocyklową zaczęliśmy w Manali. Jest to miasto, skąd możecie rozpocząć wyprawę do Doliny Spiti. My w Manali wypożyczyliśmy motocykle. Nie mieliśmy nic zorganizowanego przed przyjazdem. Wiedzieliśmy, że w Manali bez problemu znajdziemy wypożyczalnie motocyklów. Pierwszy dzień przeznaczyliśmy na chodzenie po różnych wypożyczalniach i negocjowaniu ceny. Wiedzieliśmy, że jeśli wypożyczymy dwa motocykle na 14 dni, to dadzą nam duży rabat. Cena na wypożyczenie motocykla Royal Enfield Classic na jeden dzień była w granicach 17$ (1200rupees). My znaleźliśmy agencję, która wypożyczyła nam jeden motocykl za 800 rupii czyli równe 10 euro na dzień. Agencje takich cen nie dają. Minimum to 1000 rupii, nawet jeśli bierzesz na 2 tygodnie. Mimo wszystko chłopak z wypożyczalni był bardzo przyjazny i powiedział, że może nam dać za 800 rupii na dzień. Przy czym zaznaczył, że mamy o tym nikomu nie mówić, ponieważ umowna cena między agencjami to 1000 rupii na dzień.

INFO PRAKTYCZNE O WYPOŻYCZENIU MOTOCYKLI:

  • wynajem motocykla w Manali ceny: od 800 rupii do 1200 rupii za Royal Enfield Classic 350.
  • agencja załatwia Wam permity na Rohtang Pass
  • agencje zazwyczaj nie mają ubezpieczeń na motocykle, to Wy ponosicie koszty jeśli coś się stanie z motocyklem
  • Wy jesteście odpowiedzialni za wszelakie usterki, które staną się z motocyklem podczas Waszej podróży
  • Jeśli chcecie motocykl mocniejszy niż Royal Enfield Classic 350, to ceny wynajmu będą troszeczkę droższe
  • w Manali znajdziecie paredziesiąt agencji, które wypożyczają motocykle, ale nie wszystkie agencje chcą wypożyczać na Spiti Valley, ponieważ wiedzą o stanie dróg w tamtym rejonie i wiedzą, że motocykle nie wrócą w tym samym stanie 😀
  • Royal Enfield Classic to najlepszy motocykl na Spiti Valley. Nie bierzcie przypadkiem Royal Enfield Himalayan jeśli się tam wybieracie.
  • zawsze miejcie przy sobie parę zdjęć paszportowych oraz kopie Waszych paszportów, potrzebne jest to do różnych pozwoleń po drodze. Północne Indie to region, powiedzmy, dość wojenny/konfliktowy i wszędzie gdzie jedziecie są potrzebne pozwolenia na wjazd.

ROHTANG PASS – DRUGA NAJBARDZIEJ NIEBEZPIECZNA PRZEŁĘCZ NA ŚWIECIE

Żeby dostać się do Spiti Valley z Manali, musicie przejechać przez sławny Rohtang Pass (około 4000m)…Przełęcz Rohtang, jeśli jest ładna pogoda, może się wydać przełęczą prostą do pokonania. Mimo wszystko, nie zapominajmy, że jest to druga najbardziej niebezpieczna przełęcz na świecie. My musieliśmy pokonać tą przełęcz w pierwszy dzień naszej wyprawy motocyklowej. Jakby Wam to napisać…dla mnie był to totalny stres. Dlaczego? Ja na motocyklu nie jeżdżę regularnie. Przed tą wyprawą byłam może 10 razy na motocyklu. Tak, mam prawo jazdy, ale zrobiłam je dokładnie 10 lat temu i pierwszy raz kiedy jeździłam na moto od prawka, to było w Peru parę lat temu. Dlatego ja po prostu byłam bardzo podekscytowaną tą wyprawę, ale również miałam dość duży stres. Po pierwsze, nigdy nie jeździłam na moto większym niż 250cc. Po drugie, nigdy nie jeździłam na szeroko rozumianym off-roadzie, który na mnie czekał przez całą Dolinę Spiti. Krótko mówiąc, wiedziałam na co się biorę, ale miałam duże przeczucie, że dam radę i że ta wyprawa mnie bardzo dużo nauczy. Pogoda na Rohtang Pass niestety nam nie dopisała. Był to chyba jeden z najbardziej wyczerpujących dni podczas całej wyprawy. Dał nam mocno w kość. Padał deszcz, było mnóstwo ciężarówek na drodze, ogromny korek, ale najgorsze co było to odcinek z błotem. Wyobraźcie sobie , że musieliśmy przejechać około kilometr błota. Ale to było błoto, które nam sięgało do łydek i gdzie motocykle i samochody się zapadały. Nie ma to jak takie doświadczenie w pierwszy dzień wyprawy 😀 Jak przejechałam ten odcinek, to stwierdziłam, że już nic nie mnie zaskoczy na tej wyprawie. Oj jak się myliłam!

Mój vlog z Rohtang Pass!

MAPA WYPRAWY PO DOLINIE SPITI

Dzień 1: Manali – Rohtang Pass (4000km)- Khoksar / Dystans: około 70km / Czas: 5-6 godzin

Tutaj trzeba mieć pozwolenie na przełęcz Rohtang. Zazwyczaj agencje skąd wypożyczacie motocykl Wam to załatwią. Na przełęczy (w sezonie letnim) mogą być bardzo duże korki. Czasami można czekać do paru godzin w jednym miejscu.

Dzień 2: Khoksar – Losar / Dystans: 85km / Czas: 9 godzin

Jeden z najtrudniejszych dni. Droga w bardzo złym stanie, musieliśmy przejechać przez około 30 rzek, przejechaliśmy również przez Kunzum Pass (4600m). Zero asfaltu, kamienie, droga szutrowa. Dwa przejazdy rzeczne okropnie trudne.

Dzień 3: Losar – Kaza / Dystans: 60km / Czas: około 6-7 godzin

Droga była OK. W tym miejscu macie dwie drogi do wyboru. Starą drogę, która jest troszeczkę bardziej wymagająca, ale ma o wiele ładniejsze widoki (jest również chyba trochę dłuższa). My wybraliśmy starą drogę i nie żałowaliśmy. Droga jest asfaltowana prze większość odcinka. Starą drogą dotrzecie również do Key Monastery. Najpiękniejszy klasztor buddyjski w regionie. Można spać w wiosce Key, bardzo malownicze miejsce zaraz obok klasztoru.

Dzień 4: Kaza – Langza – Hikkim – Kaza / Dystans: 40km / Czas: 3-4 godziny

Langza i Hikkim to dwie niezwykłe tybetańskie wioski. Nie możecie tam nie pojechać będąc w Kazie. Kaza to stolica Spiti Valley i miejsce wypadowe. Z Kazy zajmie Wam mniej więcej 2 godziny dojechanie wiosek Langzy i Hikkim. Możecie spać w Homestayach w tych wioskach. Krajobrazy są przeurocze.

Dzień 5: Kaza – Langza – Hikkim – Dhankar Monastery / Dystans: 75km/ Czas: 7 godzin

Do Dhankar są dwie drogi z Kazy. Wyższa i niższa. My oczywiście wzięliśmy tą ‘wyższą drogę’. Prowadzi oni przez wioski Langza i Hikkim (czyli te same wioski co zwiedzaliśmy dzień wcześniej). Droga jest niesamowita, widoki przecudne. Jeśli weźmiecie tą “niższą drogę’ to tam nie ma nic ciekawego po drodze. Jedziecie cały czas obok rzeki. Wyższa droga zafunduje Wam dużo adrenaliny, przepaści i niesamowitych przeżyć z widokami. Droga zajęła nam bardzo dużo czasu, ponieważ wszędzie się zatrzymywaliśmy na zdjęcia i mieliśmy mały problem z motocyklem Nicolasa. Kolo 15 dojechaliśmy do klasztoru Dhankar. Spaliśmy w naszym namiocie zaraz obok klasztoru.

Dzień 6: Dhankar – Pin Valley – wioska Mud / Dystans: 50km / Czas: 3 godziny

Droga z Dhankar do Pin Valley jest OK. Trochę asfaltu, trochę off-road. My zostaliśmy na noc w wiosce Mud w Pin Valley. Dolina Pin jest przeurocza, możecie tutaj również trekkingi różne zrobić. Sama wioska Mud jest położona w przecudnym miejscu, więc warto tutaj zajrzeć. Widoki po drodze też robią wrażenie.

Dzień 7: Mud – Tabo – Nako – Pooh

Cały dzień jazdy. Najlepiej zatrzymać się w Tabo albo Nako i tam spać. W Tabo jest najstarszy klasztor buddyjski i wioska bardzo urocza. W Pooh nie ma nic oprócz internetu 4g, dlatego tam musieliśmy dojechać.

Dzień 8: Pooh – Kalpa / Dystans: 80km / Czas: 6-7 godzin

Droga bardzo dobra, asfalt.

Dzień 9- 13: Kalpa – wypoczynek

Na koniec naszej wyprawy po Spiti Valley, zostaliśmy 4 dni w małej wiosce Kalpie. To był idealny czas na regenerację i na pracę z normalnym internetem. Kalpa to przepiękna mała wioska, położona wysoko w górach.

INFO PRAKTYCZNE NA TEMAT WYPRAWY

Internet

Naszym największym problemem był niestety brak zasięgu, a co za tym idzie, brak internetu. W całej Dolinie Spiti będziecie mieć internet 3g tylko w stolicy – w Kazie. My pracujemy zdalnie i potrzebujemy internetu w każdy dzień. Przez pierwsze 3 dni w ogóle go nie mieliśmy, więc to był już duży problem dla nas. W Kazie nam powiedzieli, że internet bez problemu będzie…i był, ale tylko 3g. Maile było bardzo trudno wysyłać. Dlatego zamiast spędzenia 4 dni więcej w Dolinie Spiti, musieliśmy jechać dalej w poszukiwaniu internetu….Pod koniec tego roku mieli wprowadzić do Kazy 4g, więc może już w przyszłym roku będzie inaczej. Ale trzeba być tego świadomym, że w Dolinie Spiti nie będziecie mieć dobrego wifi.

Motocykle

Royal Enfield Classic 350cc to najlepszy motocykl na wyprawę do Spiti Valley. Nie zamieniłabym go na żaden inny, mimo że na początku byłam bardzo sceptyczna. Wydawał mi się cholernie ciężki i niemobilny. Po paru dniach wyprawy, kompletnie zmieniłam zdanie. Te motocykle są niezniszczalne po prostu. Zostały idealnie zrobione na drogi indyjskie. Mimo wszystko, mieliśmy parę problemów z naszymi motocyklami. Pęknięta dętka, wyciek paliwa, słaba bateria. Na szczęście, po drodze macie mechaników. W Kazie macie specjalnego mechanika, który jest od naprawy Royal Enfieldów. Po 4 dniach wyprawy udaliśmy się do niego i zrobiliśmy ‘general check’. Za to wszystko się płaci małe pieniądze. Za taki generalny check out płaciliśmy po 10 euro od motocyklu. Nicolas miał pękniętą dętkę, za to zapłaciliśmy około dolara.

Paliwo

Musicie pamiętać, żeby wziąć ze sobą wystarczającą ilość paliwa do Spiti Valley. Po drodze z Manali do Kazy nie ma ani jednej stacji benzynowej. My w Manali zaopatrzyliśmy się w dodatkowe 40l paliwa, które wieźliśmy ze sobą. Na takich trasach trzeba mieć zawsze zapas ze sobą. Jeśli będziecie mieli wyciek paliwa i nie będziecie mieli extra, to wtedy jesteście w czarnej *****.

Noclegi

Z tym nie będzie żadnego problemu. My mieliśmy swój sprzęt kempingowy (namiot+materace+śpiwory), ale po drodze zawsze znajdziecie jakieś homestay czy namioty do wynajęcia. Za homestay płacicie zazwyczaj około 15$ za osobę za nocleg ze śniadaniem i kolacją. Pokoje są czyste, nie zawsze ciepła woda, ale jak poprosicie właściciela to Wam przyniesie.

Ceny podsumowanie

  • Noclegi – 15-20$ za osobę za zwykły pokój w homestay’u ( ze śniadaniem i kolacją)
  • Paliwo – za litr płaciliśmy około dolara
  • Motocykle – 800-1200 rupii za wynajem motocykla na jeden dzień
  • Jedzenie – około 2-3$ za danie
  • Miejsce na namiot z możliwością skorzystania z toalety – około dolara
  • Pozwolenia na wjazdy- około 5$-7$ każde pozwolenie
  • Naprawa dętki – około 1-2$
  • Naprawa motocykla 5-10$
  • Sim Card na 4 miesiące – około 40$ (postpaid, ale musicie mieć znajomego w Indiach, żeby wziął to na siebie). Tylko postpaid działa w Ladakh.

Koniecznie obejrzyj mojego vloga z tej wyprawy!

Kolejny artykuł z regionu Ladakh wkrótce.

Tarasy ryżowe Longji – Dazhai

Tarasy ryżowe Longji – wioska Dazhai oraz Ping’An

Około 200km na północ od Guilin znajdziecie niesamowite terasy ryżowe Longji. Miejsce jest dość turystyczne, ale przepiękne. Jeśli jesteście w Guilin to koniecznie musicie tam pojechać. 

My wzięliśmy bezpośredni autobus z Yangshuo do wioski Dazhai. Cała podróż trwała około czterech godzin. Jak w każdych miejscach turystycznych w Chinach, musieliśmy zapłacić bilet wstępu na tarasy ryżowe. Takie bilet kosztuje 80 yuanów. Ale powtarzam, opłaca się 😉

My spędziliśmy dwa dni i dwie noce w tym miejscu i wydaje mi się, że jest to wystarczające. Nie rezerwowaliśmy żadnych hoteli. Na miejscu jest tyle fajnych miejscówek, że naprawdę nie musicie nic rezerwować. Na pierwszą noc wybraliśmy super hotelik, który miał nieziemskie widoki. Radzę Wam nie spać w samej wiosce Dazhai, ponieważ z niej nie będziecie mieli fajnych widoków. My docierając do Dazhai widzieliśmy hotele dużo wyżej położone niż sama wioska i stwierdziliśmy, że musimy tam iść, ponieważ widoki będą o wiele lepsze niż w samej wiosce. Była to najlepsza opcja. 

W marcu praktycznie nie ma w tym miejscu turystów, więc możecie negocjować ceny pokoi z właścicielami. My na pierwszą noc wybraliśmy najwyżej położony hotel od wioski Dazhai. Za noc płaciliśmy 110 yuanów (negocjowaliśmy z 150 yuanów). Mieliśmy prywatny pokój, z własną łazienką, gorącą wodą, wifi oraz najważniejsze – tarasem z takim widokiem:

Do hotelu szliśmy około półgodziny z wioski Dazhai. 

W kolejny dzień robiliśmy 4 godzinny trekking z Dazhai do wioski Ping’An. Byliśmy praktycznie sami na ścieżce, ponieważ Chińczycy nie lubią za trekkingów. Po drodze spotkaliśmy tylko rodzinę z Europy. Trekking sam w sobie nie jest jakiś piękny, nie macie cały czas widoków na tarasy ryżowe, ale jest warty zrobienia jeśli macie czas! Przechodzicie przez różne wioski, zobaczycie na pewno rolników, którzy pracują na swoich polach etc…Co najważniejsze, na samo koniec tego marszu, docieracie do najlepszego punktu widokowego Ping’An i to jest jak gdyby Wasza nagroda za wysiłek 😉 Jeśli lubicie sport, chodzenie po górach, polecam Wam zrobienie tej aktywności. 

W Ping’An również nie rezerwowaliśmy żadnego hotelu. Będąc na pierwszym punkcie widokowym zauważyliśmy miejscówkę, gdzie były super widoki oraz fajne, tradycyjne hotele. Szliśmy tam około półgodziny z pierwszego punktu widokowego. Hotel okazał się rewelacyjny, z jeszcze piękniejszym widokiem niż dzień przed. Hotel również był o wiele lepszy i zapłaciliśmy za niego 250 yuanów (negocjowaliśmy z 350). Widok z naszego hotelu:

Pogoda nam się bardzo udała. Marzec w Chinach to nie najlepszy okres na podróżowanie. Mieliśmy dość dużo deszczu, zwłaszcza na południu. Akurat podczas zwiedzania tarasów ryżowych mieliśmy dwa dni pięknej pogody! Polecam Wam odwiedzić to miejsce od połowy kwietnia do końca października. 

Informacje praktyczne:

  • są tylko dwa autobusy bezpośrednie z Yangshuo do Dazhai. Godziny odjazdów: 8:30 oraz około 13:00 (drugiej godziny nie jestem pewna). Koszt takiego autobusu to 90 yuanów.
  • Z Dazhai możecie wziąć gondolkę albo iść na nogach do jednego z punktów widokowych. My mieszkaliśmy niedaleko tego punktu. Nie braliśmy gondoli. Koszt tego kosztuje około 100 yuanów (tam i z powrotem). Pieszo zajmie Wam to około godziny.
  • W Dazhai polecam Wam ten hotel: znajduje się 5 minut od wejście do gondolki, ma super widoki z tarasu i jest fajny design. My w nim nie spaliśmy, ponieważ za późno go odkryliśmy. 
  • Z Ping’an macie co godzinę (od 9 rano) autobusu do Longsheng (do miejsca, gdzie możecie zmienić autobus na inny- np. W kierunku Guilin). Autobus ten kosztuje 15 yuanów w jedną stronę. Z Ping’an do Longsheng to około godzina drogi.
  • Gdzie jeść? Każdy hotel to też restauracja, więc my często jedliśmy w hotelach, w których spaliśmy. 

Chiny – Yangshuo

Prowincja Guangxi – Yangshuo – Xingping

Jeśli chcecie poznać Chiny z dala od wielkich, zatłoczonych miast, koniecznie powinniście przyjechać do prowincji Guangxi. 

Stolicą tej prowincji jest miasto Guilin, które będzie Waszym punktem wypadowym. Dwie godziny, na południe od Guilin znajduje się miasteczko Yangshuo, do którego koniecznie powinniście zawitać. Ja w rejonie Yangshuo spędziłam około 4 dni i dalej mi było mało 🙂 

Co robić w Yangshuo?

Najlepiej wypożyczyć skuter, albo rower i po prostu się zgubić. Yangshuo to dość małe miasto, kilka kilometrów od centrum i już będziecie na prawdziwej, chińskiej wsi. Yangshuo jest otoczone bajkowymi, stożkowatymi górami, nie są to wysokie góry. Krajobrazy są naprawdę nie z tej ziemi, czujecie są trochę jak w Avatarze. 

Nie polecam Wam zostawać długo w Yangshuo. Jest to miejsce bardzo turystyczne, są tam zawsze tysiące chińskich turystów. Ja od razu pojechałam do małej wioski Xingping, oddalonej 30km od Yangshuo. Wioska ta jest również dość turystyczna, ale tylko w ciągu dnia. 98% turystów śpi w Yangshuo, reszta w Xingping 🙂 Do Xingping przyjechałam skuterem, zajęło mi to około 45 minut. 

Xingping jest znane z wielu niesamowitych punktów widokowych. Jednym z nich jest Lao Zhai Hill- wzgórze, które znajduje się zaraz koło starego miasta Xingping. Potrzebujecie około 30 minut, żeby dotrzeć do tego punktu widokowego. Jest to dość stroma górka, ale widoki z niej są przepiękne. Sami zobaczcie na zdjęciach poniżej. Ja mieszkałam w hostelu ‘This Old Place’, który ma super lokalizację. 5 minut od niego znajduje się wejście do starego miasta oraz wejście na wzgórze Lao Zhai. 

Kolejna aktywność jaką powinniście zrobić koło Xingping to krótki trekking do wioski rybackiej (Fisherman Village). Trasę spokojnie znajdziecie na maps.me. Początek tego trekkingu również jest koło hostelu, w którym spałam. Przeznaczcie sobie pół dnia na tą aktywność. Ja zaczęłam ten trekking bardzo późno, bo około godziny piątej popołudniu…Dojście do wioski trwa około 1,5 godziny. Jeśli się zgubicie to pytajcie napotkanych Chińczyków (rolników) jak dojść do (yucun). W sumie maps.me w niektórych momentach nie znało trasy, także ja pytałam po drodze napotkanych ludzi jak tam dojść 🙂 

W wiosce rybackiej nie ma za dużo ciekawych rzeczy do zobaczenia, ale sam trekking do niej jest niesamowity. Nie ma w ogóle turystów na ścieżce, widoki są przepiękne. Zielone, stożkowate wzgórza dookoła Was oraz pola mandarynek i pomarańczy. Naprawdę cudownie!

Z wioski rybackiej nie musicie wracać tą samą trasą do Xingping. My doszliśmy tam o godzinie 18.30 i nie chcieliśmy wracać na nogach po nocy. W małym porcie wioski rybackiej zapytaliśmy lokalnych rybaków czy mogą nas zawieźć swoją bambusową łódką do Xingping. Jeden z nich się zgodził. Podróż trwała półgodziny, a my zapłaciliśmy za nią 100yuanów (około 55zł, było nas dwóch). Na pewno zapłaciliśmy za dużo, ale w sumie nie obchodziło nas to, ponieważ mieliśmy całą łódkę dla siebie i byliśmy totalnie sami na sławnej rzece Li. 

Drugi dzień w Xingping spędziłam na odkrywaniu kolejnego wzgórza, z którego (podobno) jest najlepszy widok na rzekę Li oraz położone koło niej stożkowate wzgórza. Z mojego hostelu udałam się skuterem w stronę rzekę Li ,do punktu zwanego Mashan Bamboo Boar Terminal, skąd trzeba wziąć łódkę, żeby przeprawić się na drugi brzeg. Skuter zostawiacie na parkingu, chyba nie możecie go wziąć na łódkę. Ale rower moglibyście wziąć ze sobą. Przepłynięcie na drugi brzeg zajmie Wam tylko 3 minuty, koszt to 15yuanów (tam i z powrotem). Następnie trzeba iść około 1,5 godziny w stronę góry Xianggong – to z niej jest ten przepiękny widok. Idzie się drogą asfaltową, więc nie da się zgubić. Możecie również wziąć samochód, ale nie wiem ile kosztuje. Pewnie koło 30-50 yuanów. My w sumie łapaliśmy stopa w obie strony. 

Jak już dojdziecie do stóp wzgórza Xianggong to trzeba zaplacić bilet wstępu…tak bilet wstępu, żeby dostać się na szczyt góry…koszt to 60 yuanów, ale naprawdę warto! Po 20 minutach dochodzicie do punktu widokowego, z którego macie takie widoczki:

Trzeci punkt widokowy jaki Wam polecam to wzgórze Cuiping. Dotrzeć tam można albo z Xingping, albo z Yangshuo. Mi to zajęło około 1,5 godziny na skuterze z Yangshuo. Jeśli nie znacie chińskiego, łatwo się tam zgubić nawet z maps.me. Ja tam dojechałam po znaczkach chińskich. Znowu tutaj musicie zapłacić 50 yuanów za wejście na wzgórze. Jeśli macie dużo czasu w tym regionie, to warto zwiedzić to miejsce. Widoki z tego punktu są takie:

Gdzie spać?

  • w Yangshuo spałam w hostelu ‘Travelling with Hostel’. Dwójka kosztuje około 150 yuanów. Jest gorąca woda, w pokojach bardzo czysto. 
  • W Xingping polecam Wam ‘This Old Place’. Lokalizacja jest super, jesteście blisko wokół wszystkich atrakcji. Za dwójkę płaciliśmy 100 yuanów. 

Ceny:

  • wynajęcie skutera (około 80 yuanów za dzień, jeśli wynajmiecie na minimum 2 dni)
  • Bilety wstępu:
  • 1)Xianggongshan – 60 yuanów
  • 2) Cuiping – 50 yuanów
  • Prywatna łódka bambusowa na rzece Li – 100 yuanów (do negocjacji)
  • Obiad w dobrej knajpie (na dwie osoby) – około 80 yuanów, 
  • Noodle, pierogi etc… – około 15 yuanów
  • Piwo w knajpach – 15 yuanów (chińskie piwo)

Zapraszam Was do oglądnięcia krótkiego filmiku z Yangshuo. Zapraszam również na mój kanał na youtube, gdzie znajdziecie dużo innych filmików: https://www.youtube.com/channel/UCy5OULdtH9kOPZHCI_HPNTQ?view_as=subscriber

Zhangjiajie – Góry z Avatara

Jestem już w Chinach po raz siódmy i do tej pory nie udało mi się odwiedzić słynnych gór z filmu Avatar. Stwierdziłam, że tym razem będąc w Chinach muszę tam koniecznie pojechać! I tak się stało!

Do Zhangjiajie dotarłam z Szanghaju. Za 20 godzinny pociąg sypialny (hard sleeper) zapłaciłam około 330 yuan (160zł). Pociąg był bez żadnych przesiadek. Z Szanghaju w sumie codziennie macie dwa bezpośrednie pociągi do Zhangjiajie. Jeden około godziny 16:40, a drugi koło 18:00.

Pamiętajcie, żeby zabukować wasz bilet na pociąg dużo wcześniej, ponieważ w Chinach bilety te bardzo szybko się wyprzedają. My bukowaliśmy jeden dzień przed, ale byliśmy w marcu, kiedy turyści jeszcze do tego miejsca za bardzo nie jeżdżą. W sezonie zarezerwujcie minimum dwa dni przed, jeśli dacie radę. Inaczej czeka na Was hard seat, czyli siedzenie przez 20 godzin…My zawsze rezerwujemy hard sleeper, czyli ‘twarde łóżko”. O wiele droższy jest soft sleeper czyli ‘miękkie łóżko’. Ale hard sleeper Wam w zupełności wystarczy 😉

Ile czasu powinniście poświęcić na zwiedzanie Zhangjiajie? Najlepiej 3 do 4 dni. Bilet wstępu do Parku Narodowego Zhangjiajie ważny jest 4 dni i kosztuje 225 yuan (120 zł). Park jest ogromny, jest w nim dużo ścieżek trekkingowych, więc jest co robić!

Do parku są dwa główne wejścia. Pierwsze wejście jest od strony miasta Zhangjiajie, a drugie wejście od strony małego miasteczka Wulingyuan. Ja polecam Wam tą drugą opcję. Zhangjiajie to duże miasto, które za dużego uroku nie ma (oprócz przepięknych widoków). W Wulingyuan znajdziecie dużo ciekawych hosteli, które są położone zaraz obok wejścia do parku. Jeśli wybierzecie nocleg w Zhangjiajie to wtedy codziennie musicie dodatkowo brać godzinny autobus do wejścia parku.

Gdzie spać w Wulingyuan? Polecam Wam Guihua Road 106th Hostel. Tak naprawdę nie jest to hostel. Kosztuję dość mało (w marcu – off season, płaciliśmy 22$ za pokój), a design jest bardzo tradycyjno- chiński. W tym hotelu dadzą Wam również mapkę całego parku. Była mega przydatna dla nas i pokazuje wszystkie punkty widokowe i ścieżki, które możecie zrobić w parku.

Góry Zhangjiajie zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Naprawdę czułam się jak w Avatarze. Btw, przed odwiedzeniem tego miejsca, zobaczcie sobie ten film po raz drugi (bo na pewno już go widzieliście ;p).

Pogoda w tym miejscu zmienia się bardzo szybko. My byliśmy w marcu, czyli w nie najlepszym miesiącu na zwiedzanie tego miejsca. Ale udało nam się z pogodą! Nie mieliśmy żadnego słonecznego dnia, ale mieliśmy przez dwa dni mgłę, dużo chmur, więc zdjęcia powychodziły ciekawie 🙂 W trzeci dzień widzieliśmy wszystko, nie było ani jednej chmurki na niebie, więc też fajnie, że zobaczyliśmy to z innej perspektywy.

W środku parku możecie poruszać się różnymi środkami transportu. Niestety, Chińczycy z każdego ważnego miejsca robią mega komerchę i tutaj też tak jest. W parku znajdziecie nawet Mcdonalda i KFC… Są również gondolki, autobusy i takie turystyczne pociągi. Autobusy macie za darmo i one zawsze Was zawożą na rozpoczęcie ścieżek trekkingowych. Tak że na pewno autobusy się Wam przydadzą. Gondolki są mega drogie. Pięciominutowy przejazd kolo 78 yuan (koło 40 zł)…Ale je możecie ominąć i zawsze brać ścieżki do chodzenia.

W całym parku jest mnóstwo schodów i to po tych schodach będziecie cały czas chodzić, więc bądźcie przygotowani na to. My po trekkingu w Huashan byliśmy już zaprawieni ze schodami. Tam chyba zrobiliśmy 12000 stopni…W Zhangjiajie, jeśli lubicie trekkingi, przygotujcie się na chodzenie po około 6-8 godzin dziennie ( w zależności ile czasu chcecie przeznaczyć na zwiedzanie parku). Jest tu tyle przepięknych punktów widokowych, że nie chce się niczego ominąć. Wszystkie ścieżki są dobrze opisane, więc nie zgubicie się 😉

Można również spać w parku. Jest tam wiele hosteli, albo po prostu prostych pokoi, które znajdziecie na trasach trekkingowych. Ale tam możecie nie mieć prysznica albo ciepłej wody. Są to naprawdę podstawowe noclegi. My nie spaliśmy w parku, ponieważ nie wiedzieliśmy, że tam można spać. Po za tym mieliśmy duże plecaki, więc nie chcieliśmy w ogóle z nimi chodzić.

Oprócz parku narodowego, koło Zhangjiajie macie inne fajne rzeczy, które możecie zrobić.

  1. Zwiedzanie Wielkiego Kanionu (dość blisko wioski Wulingyuan)
  2. Przejście się po najdłuższym szklanym moście na świecie
  3. Bierzecie inną gondolkę z miasta Zhangjiajie do góry Tianmen. Tam możecie trochę pochodzić. Gondolka chyba jest dość droga.

Ja żadnej z tych opcji nie robiłam, ponieważ nie mieliśmy dobrej pogody i nie było sensu tego robić.

Zapomniałam dodać! W parku jest pełno małp! Są cudowne i mega słodkie, ale są również mega sprytne (jak to w końcu wszystkie małpki)! Nie otwierajcie przy nich plecaków, bo Wam wszystko ukradną. Widziałam parę Chinek, które krzyczały, bo małpy im wszystko więzły z torby ;p

Peru – Boliwia – Chile w 3 tygodnie

Często moi turyści pytają mnie o zrobienie wycieczki Peru – Boliwia oraz Chile w 3 tygodnie. Czy jest to możliwe? Oczywiście, że tak! Tylko, z góry Wam mówię, że będzie trochę pośpiechu i na pewno nie będzie to SLOW TRAVEL. Peru (podobnie jak Boliwia oraz Chile) jest ogromnym krajem. Do pokonania jest tysiące kilometrów i jeśli chcecie to pokonać długimi autobusami to podróż może być naprawdę męcząca.

Ja zazwyczaj wolę spędzić 3 tygodnie w jednym kraju i dobrze go poznać, ale rozumiem ludzi, którzy nie mają za dużo czasu wolnego, a chcą zwiedzić jak najwięcej. Wtedy właśnie opcja zrobienia 3 krajów Ameryki Południowej w 3 tygodnie wydaje się dość korzystna.

Jaki program wybrać najlepiej? Zależy od Waszych upodobań w spędzaniu wakacji 🙂 Jeśli lubicie aktywność fizyczną, to wtedy polecam Wam taki program:

  1. Przylot do Limy
  2. Lima zwiedzanie i popołudniowy samolot do Arequipy. Jeśli chcecie możecie zwiedzić również wybrzeże Peru, ale oprócz linii Nazca nie jest ono jakieś rewelacyjne.
  3. Arequipa zwiedzanie
  4. Kanion Colca trekking
  5. Kanion Colca trekking i powrót do Arequipy
  6. Poranny samolot Arequipa – Cusco (jeśli jesteście low budget to bierzecie nocny autobus do Cusco dnia piątego – taki autobus kosztuje koło 20$). Polecam autobus linii Cruz del Sur, Moviltour, Transzela, Oltursa. Te firmy są sprawdzone i bezpieczne.
  7. Cusco City Tour
  8. Zwiedzanie Świętej Doliny
  9. Inca Jungle Trek do Machu Picchu
  10. Inca Jungle trek ( Inca jungle trek to 3 albo 4 dniowy trek/ rowery do Machu Picchu). W programie jest zjazd 60 kilometorowy rowerem z przełęczy 4500m na 1600m. Doświadczenie niesamowite. Później jest rafting oraz trochę trekking do Aguas Calientes.
  11. Machu Picchu – powrót do Cusco
  12. Autobus turystyczny z Cusco do Puno
  13. Zwiedzanie jeziora Titicaca
  14. Puno – La Paz
  15. Zwiedzanie LA Paz (nocny autobus do Uyuni albo samolot do Uyuni na drugi dzień wcześnie rano)
  16. Uyuni – zwiedzanie największego solniska na świecie (wykupuje się pakiet 3 dniowy Uyuni – Sud Lipez, o tym miejscu więcej przeczytasz w tym artykule: https://izahanderek.com/2018/10/05/salar-de-uyuni-boliwia/
  17. Uyuni/ Sud Lipez
  18. Uyuni – transfer do San Pedro de Atacama, w San Pedro jesteście o godzinie 13 mniej więcej
  19. San Pedro de Atacama zwiedzanie. Tutaj macie bardzo dużo opcji. Możecie pojechać rowerami do Laguna Cejar, Doliny Śmierci, Doliny Księżycowej, Laguny Altiplanos…Do wyboru, do koloru
  20. San Pedro de Atacama – transfer do Calama – samolot do Santiago (proponuje linie Sky Airlines, dość tanie)
  21. Santiago zwiedzanie, powrót do Polski – wylot

Jeśli macie 3 tygodnie to jest to idealny plan. Jeśli nie lubicie trekkingów, to wtedy zamiast trekkingu w kanionie colca, zwiedzacie go z autobusu 😉 Zamiast Inca Jungle Trek możecie zrobić trekking Salkantay, pojechać do Machu Picchu pociągiem, minibusem etc…

Jest jeszcze jeden bardzo fajny trekking w Peru, nazywa się on trekking Ausangate. Jeśli macie na niego czas to zróbcie go. Jest to jeden z najpiękniejszych trekkingów w Peru.

Podstawowych informacji o Peru dowiecie się tutaj:

Jeśli macie jakieś pytania dotyczące wypraw do Ameryki Południowej, albo dotyczące opisanej przeze mnie wycieczki – piszcie!

A jak macie ochotę na więcej szczegółów to zapraszam na mojego instagrama, gdzie codziennie publikuję historie ze swojej podróży 🙂

Jak nauczyć się języków obcych?!

Na pewno wielu z Was chciałoby mówić paroma językami obcymi. Dwa języki obce to już dla niektórych maximum i ogromne osiągnięcie. Z tym się jak najbardziej zgadzam 🙂 Ale często, dla osób, które studiowały czy pracowały za granicą, dwa języki obce to już norma.

Opowiem Wam moją historię i dzięki moim doświadczeniu z nauką języków obcych, mam nadzieję, będziecie się mogli wiele dowiedzieć jak szybko i skutecznie uczyć się nowego języka.

Obecnie (mam 27 lat) władam pięcioma językami (polski, angielski, francuski, hiszpański oraz chiński). Jak do tego doszłam? Potrzebne mi było około 5 lat, żeby teraz móc porozumieć się w tych pięciu językach. Na początku, oczywiście już w gimnazjum władałam bardzo dobrze językiem angielskim, wiec ten język nie był żadnym problemem. Kolejnym językiem obcym dla mnie był niemiecki, którym umiałam się posługiwać na dość zaawansowanym poziomie jakieś 7 lat temu, ale jak zaczęłam podróżować to stwierdziłam, że ten język jest bardzo nieużyteczny dla mnie i przestałam się go uczyć. Do dzisiaj nie żałuję, ponieważ nigdy w moich podróżach czy życiu zawodowym ten język się nie przydał. Dzisiaj jak ktoś mówi po niemiecku, bardzo dużo rozumiem, ale o wiele trudniej jest mi z rozmową, ponieważ nigdy tego języka za granicą nie używałam (oprócz wycieczek do Berlina czy Austrii).

Dzisiaj, na co dzień używam czterech języków. Językiem najczęściej używanym przeze mnie to francuski. Dlaczego? Mój mąż jest francuzem, od zawsze mówimy po francusku razem i tak do tej pory zostało. Dodatkowo, pracuję dość dużo w tym języku (połowę naszych klientów w http://www.alpinca.pl mamy z krajów w których włada się językiem francuskim). Drugim językiem dla mnie jest polski oraz hiszpański. Zależy gdzie jestem w danym momencie 😉 Do tej pory spędzałam połowę roku w Ameryce Południowej, więc język hiszpański był drugim językiem jakiego używałam. W tym języku również pracuję na co dzień z moim biurem peruwiańskim. Wszystkie rezerwacje jakie robię/ organizacja wycieczek jest po hiszpańsku. Jeśli jestem pilotką, to również wtedy muszę tłumaczyć z hiszpańskiego na polski. Polskiego używam przede wszystkim z rodziną na skype/ przez telefon czy wiadomo, jak jestem w Polsce. Następnym językiem jest angielski, który parę lat temu był na pierwszym miejscu w częstotliwości używania go. Przez pięć lat studiowałam po angielsku (2 lata w Polsce, 2 lata we Francji oraz rok w Chinach). Dzisiaj spadł na przed ostatnie miejsce, ponieważ angielskiego używam głównie do porozumiewania się ze znajomymi. Nicolas (mój mąż, autor wszystkich tych pięknych zdjęć) jeszcze nie mówi za dobrze po polsku, więc jak jesteśmy w gronie znajomych, którzy nie mówią po francusku czy hiszpańsku to mówimy po angielsku. Ostatni język to mój kochany chiński ❤ Chińskiego zaczęłam się uczyć w Instytucie Konfucjusza w Krakowie na pierwszym roku studiów (jeśli dobrze pamiętam :D). Następnie był wyjazd do Chin na wolontariat z AIESEC i od tego czasu zakochałam się w tym języku. Oczywiście używam go praktycznie tylko w Chinach.

Jeśli naprawdę chcesz szybko nauczyć się jakiegoś obcego języka, to istnieje parę metod, ale ta najważniejsza to:

1. WYJEDŹ DO KRAJU, W KTÓRYM TYM JĘZYKIEM WŁADAJĄ.

Przez 3 lata uczyłam się francuskiego na uniwersytecie oraz w szkole średniej. Umiałam dość dobrze gramatykę oraz słownictwo…ale co z tego, gdy nie umiałam w ogóle rozmawiać z cudzoziemcami w tym języku?! Słowo Wam daję, na uniwersytecie kiepsko mi szło z francuskim, cały czas gramatyka, dialogi, powtarzanie… nie lubiłam tego. Ciężko mi było z wymową. Nagle okazało się, że na moim drugim roku wyjeżdżam na 6 miesięcy na Erasmusa do Francji…Zajęcia miałam po angielsku, ale zapoznałam się z wieloma francuzami oraz mieszkałam w akademiku z ludźmi którzy mówili tylko po francusku. Po tych 6 miesiącach wróciłam na uniwersytet i byłam tak naprawdę jedną z najlepszych w klasie. Mój poziom francuskiego z A2 podniósł się na jakieś B2. Najlepsze było to, że nie miałam żadnych problemów z wymową oraz rozmowami. Używałam takich samych zwrotów jak francuzi na co dzień. Co gorzej, do wielu zdań dodawałam wiele przekleństw w stylu ‘merde’ albo ‘putain’. Po tych 6 miesiącach pokochałam język francuskie(a naprawdę nie podobał mi się przedtem) i przede wszystkim nie miałam żadnych oporów, żeby rozmawiać z innymi w tym języku. Było to teraz czystą przyjemnością. Wiem, że najgorszy problem Polaków jeśli chodzi o naukę języków obcych, to po prostu nieśmiałość. Każdy może się nauczyć gramatyki i słownictwa, ale co z tego jeśli nie ma śmiałości, żeby zacząć rozmawiać w języku obcym? Ja, na szczęście, nie miałam żadnego problemu ze śmiałością. Zawsze zaczynałam rozmowę po francusku z francuzami, nawet jeśli wiedziałam, że robię ogromne błędy. Miej głęboko w d…. to, że robisz błędy mówiąc w obcym języku! Sami francuzi robią strasznie dużo błędów w swoim języku, zwłaszcza jak piszą!!! Często francuzi mi mówią, że piszę lepiej niż niejeden francuz.

Zajrzyjcie do mojego vloga z Francji 😉

2. NIE BÓJ SIĘ ZACZĄĆ MÓWIĆ W JĘZYKU OBCYM

Tak jak napisałam wcześniej, jeśli jesteś osobą nieśmiałą, musisz się tego pozbyć, inaczej nie nauczysz się nowego języka. Musisz nie bać się popełniać błędów w rozmowie. To się zdarza każdemu, nawet najlepszemu mówcy. Mam tak dużo znajomych, którzy rozumieją wszystko po angielsku, ale mają jakąś zaporę przed mówieniem w tym języku. Po prostu boją się, że będą robili za dużo błędów etc… Ale tak jak mówiłam wcześniej, najważniejsze jest pozbyć się nieśmiałości w rozmowach. Nie bądź cały czas słuchaczem, jeśli Twoi znajomi mówią między sobą po angielsku, a Ty się boisz rozmawiać z nimi. Zacznij być mówcą, dołącz do rozmowy, mimo Twojego strachu przed popełnianiu błędów! Przecież w końcu to na tych błędach się uczymy!

3. ZAKOCHAJ SIĘ 😉

Jeśli wyjeżdżając za granicę, jesteś człowiekiem wolnym (tzn. bez drugiej połówki lol) to najlepszym sposobem na naukę języka obcego jest znalezienie sobie drugiej połówki, która włada językiem, którego chcesz się nauczyć. Oczywiście nie zakochuj się z przymusu 😉 Ja miałam taką sytuację we Francji, kiedy wyjechałam tam po raz pierwszy. Francuzi, bardzo często mówią kiepsko po angielsku, albo w ogóle w tym języku nie mówią. Ja trafiłam na chłopaka, który bardzo kiepsko władał angielskim, więc cały czas musieliśmy się porozumiewać po francusku.

4. ZAWSZE ZACZYNAJ ROZMOWĘ NIE PO ANGIELSKU, ALE WŁAŚNIE W JĘZYKU, KTÓREGO SIĘ UCZYSZ (JEŚLI JEST ON INNY NIŻ ANGIELSKI ;))

Po moich studiach na różnych krańcach świata zauważyłam, że bardzo ważnym elementem jest zacząć rozmowę z kimś w języku, którego chcesz się szkolić. W Peru jest mi bardzo łatwo. Tutaj ogromna masa ludzi nie mówi po angielsku, wszyscy zawsze ze mną zaczynają rozmawiać po hiszpańsku. We Francji jest trochę inaczej, zwłaszcza ze studentami, którzy chcą polepszyć swój poziom angielskiego. Gdy zaczynasz do nich mówić po francusku, oni zazwyczaj będą próbowali kontynuować rozmowę z Tobą w języku angielskim. Ale nie poddawaj się! Nawet jak oni Ci odpowiadają w języku angielskim, Ty kontynuuj w tym języku w którym zaczęłaś. Oni po paru minutach przejdą, w wypadku francuzów, na francuski. W Paryżu bardzo często mi się zdarzało, że jak tylko paryżanie zauważali mój ‘inny’ akcent to przechodzili na angielski. Ale ja się nie poddaje 🙂

5. NIE ZOSTAWAJ W GRUPACH Z POLAKAMI NA WYJAZDACH ERAMUSOWYCH CZY W PRACY ZA GRANICĄ.

Polacy mają taką cechę, że lubią być w grupie ‘swoich’. Wyjeżdżasz na studia/ praktyki/ pracę za granicą? Nie szukaj grup Polaków!! Zacznij żyć i zaprzyjaźniać się z lokalsami. Ja miałam znowu dużo szczęścia na Erasmusie, ponieważ z Polski były tylko dwie osoby (ja i Piotr). Piotr, tak samo jak ja, celował na poduczenie się francuskiego na naszej wymianie. Mieliśmy wspólny cel i cały czas próbowaliśmy go osiągnąć. Chodziliśmy na darmową naukę francuskiego w szkole, cały czas na imprezy z francuzami, w akademiku byliśmy zazwyczaj tylko z osobami, które mówiły po francusku.

6. SPRÓBUJ AUTOSTOPA

Autostop…nauczył mnie wielu rzeczy. A przede wszystkim – francuskiego. Wraz z Piotrem zwiedziliśmy połowę Francji autostopem. Z Reims (koło Paryża) do Marseille potrafiliśmy dojechać stopem w 12 godzin. Co takiego dał nam autostop w nauce francuskiego? Wszystko! Ludzie, którzy nas zabierali, praktycznie nigdy nie mówili po angielsku. Byli to francuzi w wieku średnim czy też kierowcy tirów, którzy nigdy z obcokrajowcami czy autostopem nie mieli do czynienia. Zawsze z kierowcami prowadziliśmy rozmowy po francusku, żeby nie było głupiej ciszy. Zawsze zadawali nam mnóstwo pytań, skąd jesteśmy, dlaczego to robimy, czy się nie boimy etc…Wszystko po francusku.

7. KUP KSIĄŻKĘ BLONDYNKA NA JĘZYKACH BEATY PAWLIKOWSKIEJ (To nie jest reklama!)

Ja za bardzo nie lubię uczyć się z książki, ale to co Beata Pawlikowska wymyśliła na naukę języków obcych jest po prostu rewelacyjne. Kupiłam sobie jej książkę przed moim wyjazdem do Peru. Uwaga! Nie umiałam nic po hiszpańsku. Miesiąc przed wyjazdem do Peru, zaczęłam się uczyć z książki Beaty. Po dwóch miesiącach życia w Peru, zaczęłam mówić po hiszpańsku. Oczywiście nie tylko książka Beaty tutaj pomogła. Mamy tutaj biuro podróży, nasi współpracownicy mówią tylko po hiszpańsku, więc na co dzień miałam tylko ten język. Po za tym, hiszpański jest dość podobny do francuskiego, więc było mi o wiele łatwiej nauczyć się tego języka.

W książce Beaty nie ma praktycznie nic z gramatyki. Jest ona tak fajnie zrobiona, że wystarczy Ci miesiąc na przejście całej książki, czyli pięciu poziomów. Do tego jest tam płytka CD,  którą możesz puścić przed spaniem, sprzątając sobie pokój czy prowadząc samochód. Książka jest napisana rewelacyjną metodą, bardzo łatwo się wszystko zapamiętuje. Gorąco polecam. Choć słyszałam, że ciężko jest ją teraz kupić. Beata napisała tą metodą parę książek (hiszpański, włoski, francuski chyba niemiecki i angielski jeszcze).

Uwaga! Widziałam dużo negatywnych komentarzy na temat książki Beaty, zwłaszcza od nauczycielek francuskiego. Ta książka na pewno nie jest idealna i nie jest ona dla tych, którzy chcą znać francuski na poziomie c2 i zdawać egzaminy z tego poziomu. Jest to przede wszystkim książka, która Wam pomaga w zapamiętywaniu słówek i prostej nauki tego języka. Nie jest ona stworzona dla osób, które chcą się nauczyć francuskiego profesjonalnie.

8. RADIO + PRASA ZAGRANICZNA ZA DARMO

Nie musisz kupować drogich zagranicznych gazet poświęconych przede wszystkim na naukę języka obcego. Najlepszą metodą jest czytanie zagranicznych gazet online:

Jak czytać gazety zagraniczne? Zapewne nie będziesz rozumiała całego tekstu, który czytasz. Zawsze miej ze sobą długopis oraz kartkę, żeby wpisywać tam słówka, których nie rozumiesz. Następnie wchodzisz na google translate i tłumaczysz sobie wszystkie słówka których nie zrozumiałaś. Kolejny krok: czytasz drugi raz ten sam tekst, ale już z większym zrozumieniem. Pamiętaj! Musisz ten tekst przeczytać dwa albo trzy razy, jeśli tylko raz przeczytasz to nie zapamiętasz nowych słówek. No chyba, że jesteś mistrzem w zapamiętywaniu.

9. Jeśli uczysz się języka chińskiego to musisz wyjechać do Chin. Bez sensu uczyć się tego języka, jeśli nie planujesz wyjazdu do Chin chociaż na rok. Ja na początku uczyłam się w Instytucie Konfucjusza w Krakowie (którego bardzo polecam, świetne profesorki – uczyły nas Chinki, które mówiły lepiej po polsku niż ja! #shameonme). Ale tak naprawdę zaczęłam rozumieć ten język dopiero w Chinach. Jest to miejsce idealne na naukę tego języka. Zwłaszcza jeśli wyjeżdżasz do mniejszych miast, gdzie tylko garstka ludzi umie mówić po angielsku. Taxi, restauracja, kupno biletu, metro, hotel – wszystko trzeba załatwiać po chińsku. W Chinach nie musisz szukać chińskich znajomych, oni sami Cię znajdą. Chińczycy są bardzo ciekawi obcokrajowców i dla nich to prestiż mieć znajomego z Europy. Oczywiście wyjeżdżając do Chin musisz kontynuować naukę tego języka najlepiej z prywatną nauczycielką. Jest to dość trudny język do nauczenia się samemu, nawet jeśli mieszkasz w Chinach. Mam znajomych co mieszkają w Chinach po 10 lat, a potrafią powiedzieć tylko parę słów po chińsku, ponieważ nigdy tak naprawdę się tego języka nie uczyli. Jeśli jesteś na studiach, wyjedź do Chin z organizacją AIESEC. Byłam z nimi w Nepalu oraz Chinach. Jest to dobry początek na rozpoczęcie życia podróżniczego 🙂 Aplikacja, która Ci uratuje życie w Chinach to Pleco.

Więcej o moim chińskim życiu dowiecie się tutaj.

10. TANDEM

Jeśli masz pracę w Polsce, to chodź na tandemy, wymiany językowe. Ja byłam parę razy na takiej akcji. Ogólnie spotkania odbywają się co tydzień. Przychodzą ludzie z różnych krajów. Można się również umówić prywatnie. Ty będziesz kogoś uczył języka polskiego/ angielskiego etc… a jakiś inny native speaker będzie Cię uczył swojego języka. Tutaj trzeba być naprawdę regularnym. Na facebooku znajdziecie różne grupy tego typu:

  • tandem krakow
  • tandem language exchange
  • language exchange club krakow (w innych miastach też na pewno znajdziecie)

CO NA MNIE NIE DZIAŁA W NAUCE JĘZYKÓW OBCYCH?

  • fiszki: nakupowałam tego tak dużo, praktycznie na każdy język, którego się uczyłam- niestety użyłam tego może ze dwa razy…
  • aplikacje online w stylu duolingo etc… próbowałam tego w języku francuskim oraz chińskim, ale po tygodniu już motywacja całkowicie spadła, nie byłam regularna i mało zapamiętywałam z tego
  • książki z gramatyką: gramatykę danego języka uczę się prze rozmowy/ dialogi związane z danym zagadnieniem

A jakie Wy macie metody nauki języka obcego? Dajcie znać! Może dowiem się czegoś nowego 😉 Jakie języki już znacie i który był dla Was najtrudniejszy w nauce języków?

Najlepsze miejscówki do pracy dla freelancera!

Ekwador moim numerem jeden

W Ekwadorze pracowałam przez miesiąc. Ten kraj polecam dla tych, którzy chcą po pierwsze zwiedzić ten cudowny kraj, a dopiero po drugie, w nim pracować. Nie da się przyjechać do tego miejsca i tylko pracować. Ten kraj tak zachwyca, że co drugi dzień trzeba gdzieś coś pozwiedzać. Moja idealna miejscówka do pracy zdalnej w tym kraju, to miasteczko portowe Puerto Lopez. Znajdziecie tam przepyszną lokalną kuchnię z mnóstwem owoców morza, które ja uwielbiam. Jeśli nie przepadacie za krewetkami, nie jedźcie tam 😀 Pierwsze zdjęcie tego artykułu pochodzi właśnie z tej miejscowości i z naszego powiedzmy airb&b. Bardzo polecam miejsce, gdzie my zostaliśmy. Mieliśmy tam zostać tylko 2-3 dni, a wydłużyło się do 10, bo tak nam się tam podobało! Zresztą, jak patrzycie na to zdjęcie, to chyba sami macie ochotę się tam teleportować, czyż nie?

Ekwador nie jest tanim krajem, ale również nie jest on drogi. Ceny podobne do polskich. Za pokój, w sumie za apartament, bo mieliśmy tam 2 pokoje, salon, łazienkę oraz mega duży taras z widokiem na ocean, płaciliśmy 30$ za dzień ze śniadaniem (poza sezonem- my byliśmy w listopadzie). Nasz hotel się nazywał Maremonti.

W skrócie:

  • klimatyczne airb&b: 30$ na dzień/ około
  • obiad w dobrej knajpie: 8$ za danie/ około
  • piwo: 1,5/2$/ około
  • wino: w Ekwadorze bardzo drogie!!! Ale jak pójdziecie do włoskiej knajpy to około 15$ za butelkę
  • transport: uber/ tuktuk/ autobusy – dość tanio (autobus 10 godzinny: około 15$)

Francja moim numerem dwa

Ja wiem, że Francja nie jest idealnym krajem do pracy zdalnej, ponieważ jest dość droga. Ale ja mam ogromny sentyment do tego kraju. W sumie to mój drugi dom teraz i nawet w połowie już staję się Fracuzką, ponieważ mój mąż jest Francuzem. Moja przygoda z Francją nie zaczęła się od mojego męża. W wieku 20 lat wyjechałam na przygodę z Erasmusem. Było to moje pierwsze spotkanie z totalnie innymi kulturami, poznawaniem ludzi z całego świata oraz jeżdżeniem po Europie, głownie na stopa. Po erasmusie udało mi się wrócić do Francji na praktyki do Paryża oraz na magisterkę na Lazurowym Wybrzeżu. I tutaj się zakochałam! Ale nie w moim przyszłym mężu, tylko w tym regionie 😉 Mieszkałam 5 minut od morza w miejscowości Antibes, skąd właśnie teraz do Was piszę.

To miejsce jest idealne zarówno na wypoczynek jak i do pracy. Jest styczeń, a my codziennie mamy piękną pogodę, niesamowite wschody i zachody słońca. Można zagrać w tenisa na świeżym polu, pojeździć na rowerze zaraz obok morza, wypić kieliszek wina w tym niesamowitym klimacie. Tylko 1,5h jazdy samochodem z Nicei i zmienimy totalnie klimat. Można pojeździć na nartach, jest mnóstwo tras trekkingowych etc… i zawsze jest to piękne słońce, którego mi tak brakuje w Polsce w zimie.

W skrócie:

  • miesięczny wynajem airb&b koło Nicei (ale poza sezonem): 700 euro/ około
  • jedzenie: 15 euro posiłek w dobrej knajpie/ około
  • jedzenie kupowane w supermarketach: droższe niż w Polsce, podobnie jak w Hiszpanii, Holandii, Belgii
  • wino: super tanie i super dobre:D

Peru moim numerem trzy

W Ameryce południowej jest pełno fajnych miejscówek dla freelancerów. Peru, jak dla mnie, jest najpiękniejszym krajem w Ameryce południowej. Jeśli wybieracie się w te kierunki, żeby popracować i pozwiedzać, to koniecznie wybierzcie Cusco czyli dawną stolicę Inków. Jest to idealne miejsce do pracy, poznawania bardzo ciekawych ludzi i to wszystko w centrum kultury quechua. W Cusco wiecznie się coś dzieje. Co tydzień są jakieś procesje, festiwale, manifestacje. Jest to również punkt wypadowy na wiele trekkingów oraz oczywiście do Machu Picchu.

W Cusco znajdziecie wiele fajnych knajpek z bardzo szybkim wifi. Jest jedzenie międzynarodowe, raz możecie iść do francuskiej knajpki, raz do włoskiej, a raz do tradycyjnej peruwiańskiej na dobre ceviche. Ceny jedzenie w Peru są bardzo podobne do polskich, więc można sobie połazić po różnych knajpkach!

Fajne knajpki do pracy (i nie tylko!) w Cusco:

  • Francuska La Bohème (dzielnica San Blas)
  • Limbus bar (najlepszy bar z najlepszym widokiem na całe Cusco – dzielnica San Blas)
  • Green Point (dzielnica San Blas) – kuchnia wegańska, mają przepyszne menu w południ za 15soli (czytaj 17 zł)

Podaję jeszcze inne fajne miejscówki na pracę zdalną:

  • Kolumbia – Minka; Salento; Finlandia (wszystkie te miejscówki są idealne na pracę zdalną i pośród przepięknej natury)

A Wy? Jakie macie najlepsze miejscówki do polecenia dla freelancera? Dajcie znać w komentarzach!

Rok 2018 Podsumowanie

To był bardzo szalony, szybki i spektakularny rok! Działo się tyle rzeczy, że nawet nie wiem od czego zacząć. Poza podróżami, które już dawno stały się większą częścią mojego życia, zmieniło się wiele rzeczy. Poniżej szybkie podsumowanie roku 2018!

Podróże

Początek roku był pełen podróży. Ale nie tych służbowych, tylko tych prywatnych, które uwielbiam najbardziej na świecie, zwłaszcza w towarzystwie mojego męża. Już w styczniu wyruszyliśmy do Ameryki Południowej na podbijanie nowych krajów oraz odkrywanie nowych miejsc w krajach, które znamy już bardzo dobrze. Cały miesiąć luty spędziliśmy w Boliwii, kraju który skradł nasze serca. Absolutnie nie ze względu na lokalną kuchnię, ale cudowne miejsce, takie jak Salar de Uyuni, Samaipata, Cochabamba czy Tupiza. Ja już byłam bardzo dużo razy w Boliwii, zwłaszcza podczas podróży służbowych. Salar de Uyuni czy La Paz znam już na pamięć, ale tym razem było inaczej! Byliśmy tam z Nicolasem, odwiedzaliśmy bardzo mało turystyczne miejsca. Po prostu, robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę.

argentyna-iguazu

W marcu dotarliśmy do Argentyny. Tańczenie tanga na ulicy w Buenos Aires było zawsze moim marzeniem. I do tej pory jest, ponieważ nie udało nam się dotrzeć do stolicy. W Argentynie wypożyczliśmy samochód, mieliśmy dość tułania się tysiąców kilometrów autobusem. Chcieliśmy być po prostu wolni. Było to najlepsze wyjście. Pokonaliśmy 4000km naszym samochodem. Wyruszyliśmy z Salty, aż do wodospadów Iguazu, które zrobiły na nas piorunujące wrażenie. Pokochaliśmy bardzo pomocnych i miłych Argentyńczyków, którzy zawsze nas zatrzymywali na drodze, żeby nas tylko zapytać skąd jesteśmy i czy nam się podoba Argentyna. W tym kraju również przeżyliśmy niesamowite doświadczenie podróżne. Pływaliśmy kajakami z … kajmanami oraz kapibarami.

Praca

Kwiecień, maj, czerwiec, lipiec to miesiące bardzo pracowite. Miałam cały czas grupy na Peru oraz Boliwię. Z Nicolasem za bardzo się nie widzieliśmy, ponieważ on prowadził różne trekkingi, a ja byłam z polskimi grupami. Również w roku 2018 udało nam się potroić liczbę turystów podróżujących z Alpinką! Tyle grup, nowych współprac, nowo poznanych ludzi…nie spodziewaliśmy się tego. A to jest dopiero drugi rok istnienia naszego biura podróży. Co najważniesze, nowi klienci zazwyczaj byli z polecenia turystów, którzy już z nami gdzieś byli. To nas cieszy najbardziej!

Dodatkowo, promujemy teraz nowy kierunek w Alpince. W tym roku mieliśmy pierwszą grupę na … Ekwador! Kraj, w którym ja już wcześniej byłam, Nicolas jeszcze nie. Oboje jesteśmy zakochani w tym miejscu. Odkryliśmy nowe, bardo autentyczne miejsca i trekkingi, które teraz chcemy pokazać naszym przyszłym turystom.

Party, Party, Party…

Lipiec był miesiącem na którego bardzo czekaliśmy. Zostałam po raz drugi żoną! Dlaczego po raz drugi? W zeszłym roku mieliśmy z Nicolasem ślub cywilny we Francji. Ślub kościelny odbył się w Polsce, tego roku, w lipcu. Tutaj już dużej zmiany nie poczuliśmy. Byliśmy totalnie wyluzowani, bez żadnego stresu… Stres był, ale tylko na ślubie cywilnym we Francji. To wtedy były największe emocje. A teraz, w Polsce, cieszyliśmy się, że możemy zobaczyć naszych wszystkich znajomych, którzy przyjechali z całego świata, specjalnie dla nas! Przyjechało Peru, Gwatemala, Tajwan, Singapur, Dania, Belgia, Gujana Francuska, USA no i oczywiście Francja. Impreza trwała przez tydzień 😉

Ja do Polski wróciłam dopiero 14 lipca, a już 20 mieliśmy ślub. Ale wszystko było przygotowane, nie musieliśmy się o nic martwić, ponieważ ślub odbył się w posiadłości moich rodziców i cała rodzina pomagała w przygotowaniach jak ja jeszcze oprowadzałam grupę po Boliwii.

Razem z Nicolasem mieliśmy już dość podróży i ‘miesiąć miodowy’ postanowiliśmy spędzić w jego rodzinnych stronach we Francji, chodząć po górach i kąpiąc się w jeziorze Genewskim. Więcej szczegołów z naszego pobytu we Francji możecie zobaczyć tutaj.

Końcówka roku

Wrzesień, październik oraz listopad to miesiące dość wyczerpujące. Przez cały wrzesień miałam wieloosobową grupę na wyprawę Peru – Boliwię oraz Chile. Parę dni po tej grupie, miałam kolejnych turystów na Peru. A te wyprawy są bardzo męczące. Nie jest to wyprawa do Indonezji czy Tajlandii, gdzie jest fajna pogoda, plaża, ładne hotele etc… Te wszystkie wyprawy, które ja tutaj prowadzę mają dość trudne warunki. Przez 80% wyprawy jesteśmy na powyżej 3500 m n.p.m, w wielu miejscach śpimy na powyżej 4000m, gdzie nie ma ogrzewania czy ciepłej wody. W sumie to ja nie wiem, co ja tutaj robię, ponieważ jestem okropny zmarzluch! Mi nawet w Polsce, w zimie jest mega zimno. Odległości w tych krajach są ogromne i często trzeba to wszystko pokonywać nocnymi autobusami…Zrobienie 1200km 17 godzinnym autobusem to już dla mnie standard… Od września również nie mieliśmy własnego mieszkania z Nicolasem, ponieważ nie opłacało się nam. Przez 21 dni w ciągu miesiąca spaliśmy po hotelach z turystami, więc wynajęcie czegoś było w tym wypadku głupotą.

Czas zmian

Grudzień to myślenie nad zmianami. Ja wiem, że prowadzenie tylu grup w roku mnie trochę wykańcza. To również nie jest praca moich marzeń i nie chcę tego robić dłużej w takim wymiarze. Ja uwielbiam organizować, zarządzać, chodzić na spotkania. Poza tym, nudzi mnie prowadzenie grup cały czas w te same miejsca. Dlatego postanowiłam ograniczyć moje pilotowanie na przyszły rok. Osobiście będę brała grupy do nowych miejsc, które jeszcze mi się nie znudziły i które sami odkryliśmy z Nicolasem. W Ameryce Południowej już nie będziemy tak długo jak w poprzednich latach. W przyszłym roku chcemy być tam tylko 3 miesiące maximum. Co z Alpinka? Nasze biuro podróży – Alpinca, cały czas funkcjonuje, działa, sprzedaje wycieczki. Tylko nas już nie będzie na miejscu. Nasi peruwiańscy współpracownicy zajmują się wszystkim na miejscu. Mamy również polsko-francuskich przewodników, więc oddajemy pilotowanie w ich ręce. My będziemy zarządzać Alpinką zdalnie, z różnych części świata. Tak sobie wszystko zorganizowaliśmy, że nie musimy być na miejscu w Peru i nią zarządzać,

Grudzień to również powrót do Europy. Pierwsze była Francja i dużo trekkingów w góry, a na święta Polska.

Nowe projeky

Już od paru miesięcy pracujemy nad nowym projektem. Jeszcze Wam nie powiem co to za pomysł, ale pewnie na początku stycznia już wystartuje. Zdradzę Wam, że również wiąże się z podróżami, ale w totalnie nowe kierunki!

Jak również wiecie, wystartowałam w tym roku z youtubem oraz vlogami. W przyszłym roku chcę nad tym popracować o wiele więcej. Niestety w tym roku nie mieliśmy szczęścia co do elektroniki. W Ekwadorze popsuł nam się nowy komputer, a tylko na nim dajemy radę robić te vlogi. Komputer jeszcze jest w naprawie, więc vlogi z Ekwadoru zobaczycie pewnie dopiero pod koniec stycznia. A jeśli jeszcze nie widzieliście naszych video to możecie je oglądnąć tutaj.

Rozwój osobisty

Bardzo brakuje mi większego rozwoju u siebie. Przez ten rok działo się tyle rzeczy, że nie miałam nawet czasu zrobić czegoś nowego dla siebie. Mam wrażenie, że jestem w ciągłej stagnacji od roku i nie robię niczego nowego.  W przyszłym roku chciałabym to zmienić, robić coś zupełnie innego.

Nowe hobby, nowe wyzwania…

W wieku 18 lat zrobiłam prawo jazdy na motocykl. Powiem Wam, że oprócz skutera, nie jezdziłam za dużo na motocyklu. Dopiero pierwszy raz, od zdania prawa jazdy, jezdziłam chyba w Chinach. Wiadomo, jak jest Nicolas, to zazwyczaj on prowadzi, mimo że nie ma prawa jazdy lol. W tym roku było inaczej! Marzeniem moim było pojechanie motocyklem do … Machu Picchu. Udało się! Przejechałam (z Nicolasem z tyłu!) około 300km, zmieniając wysokości z 1000m n.p.m. do 4300m! Nie straszne mi teraz serpentyny, drogi z ogromną ekspozycją, czy nawet Nicolas z tyłu. Uwierzcie mi, o wiele gorzej prowadzi się motocykl (zwłaszcza kobiecie), która ma z tyłu chłopa z 80kg + plecak. Ale dałam radę i chcę więcej! W przyszłym roku już mamy parę wypraw motocyklowych w planach. Artykuł o tym jak dojechałam do Machu Picchu na motocyklu znajdziecie tutaj: tutaj.

machu-picchu-motorem

Co do nowych hobby… dzięki mojemu przyjacielowi (Piotr Grzegorzek), odkryliśmy (ja z Nicolasem) magię skiturów. Jesteśmy właśnie w trakcie zainwestowania w nowy sprzęt skiturowy i w pełni rozpoczęcia tego zimowego sportu, ponieważ nam się bardzo spodobał. Jeśli jeszcze nie próbowaliście, koniecznie spróbujcie!

—————————————-

Mam nadzieję, że przyszły rok przyniesie mi wiele niespodzianek i będzie jeszcze bardziej spektakularny. Jeszcze nie jestem przygotowana na rutynę, nie chcę się osiadać w jednym miejscu i mieć ‘normalne’ życie. Dalej mnie ciągnie w nieznane, dalej marzę o dalekich podróżach, robieniu ciekawych reportaży z najdalszych zakątków świata…

Życzę Wam i sobie spełnienia tych wszystkich marzeń! Dajcie czadu w 2019! No i koniecznie dajcie znać w komentarzach jak Wam minął ten rok!

Zapraszam na mojego instagrama skąd dowiecie się więcej informacji o mnie i moich podróżach.